- Dlaczego zdecydowałeś się otworzyć klasę MMA?
- Zawsze uważałem się za fajtera MMA. Jeśli ktoś chce poczuć się kompletnym fajterem powinien zakosztować walk MMA. Gdy wróciłem do Mielca bardziej byłem znany z MMA niż z Brazylijskiego Ju-Jitsu. Rzeczywiście dużo ludzi czekało na to, aż w końcu tę klasę otworzę. Powiem szczerze, że każdego dnia tęsknie za klatką. Jak już raz się tam raz wejdzie to ciężko z tym skończyć. Poza tym mam genialnych studentów, którym też chce to dać. By też mogli się nazwać kompletnymi fajterami. Przyjdzie też dużo ludzi z zewnątrz. To będzie świetna wymiana wiadomości. Myślę, że jestem pierwszą osobą w tym mieście, która ma o tym pojęcie. Nie mieliśmy zawodowców w Mielcu. Czas przekazać tę wiedze innym pokoleniom.
- Dlaczego ten sport jest piękny?
- Zasada była, że dwóch do klatki wchodzi, a jeden wychodzi. Wśród wszystkich sportów najmniejszą ingerencją w tym sporcie jest sędzia. Głównymi zasadami to to, że nie można gryźć, uderzać w krocze, skakać po głowie. Poza tym wszystko wolno. Walka kończy się nokautem, technicznym nokautem lub przez dźwignię duszenia i stąd się wywodzę.
- Gdy przyjdzie do ciebie student Brazylijskiego Ju-Jitsu, to co będzie musiał w swojej technice zmienić?
- Jest kompletnie inne myślenie. Technika nie musi być idealna, ale musi być przemyślana. Nie dość, że musisz się bronić przed duszeniem czy dźwignią to musisz się bronić i mieć w głowie to, że ktoś może cię uderzać. To jest mała walka o przetrwanie. Dlatego ten sport jest bardzo wymagający fizycznie. Przez całe życie nie byłem tak dobrze przygotowany fizycznie, jak wtedy, gdy walczyłem w klatce. Uderzałem, kopałem, walczyłem w parterze, wstawałem. Przygotowanie fizyczne w tej dyscyplinie jest najważniejsze.
- Opowiedz o swojej karierze MMA. W czym byłeś najlepszy?
- Zawsze moją największą domeną było ju-jitsu. Wszystkie walki, jakie miałem w klatce wygrywałem w parterze, dlatego, że miałem bardzo dobre podstawy. Główne medale mistrzostw Europy i Świata były w konkurencjach bez kimona. Wywodzę się z MMA i nie ćwiczyłem w kimonach. Byłem numerem jeden w Polsce. Byłem sparingpartnerem takich gwiazd jak Quinton Jackson czy Mike Bisping. To było coś pięknego.
- Samo zawodowstwo jakiegokolwiek sportu to jest ciężkie życie. Ja przez dziewięć lat nie spędzałem czasu z rodziną, nie planowałem wakacji, ponieważ cały czas byłem na obozach w Vegas, Denver czy w Sidney. Spędzałem na macie 6-7 godzin dziennie przez dziewięć lat, ale nie zamieniłbym to na milion dolarów. To było coś o czym marzyłem. To wykreowało Łukasza Lesia. Ostatnio pokazało mi się na Facebooku wspomnienie jak skończyłem ostatnią walkę w Brazylii dziewięć lat temu, ale każdego dnia o tym myślę. Mogę teraz ze swoim synem usiąść i powiedzieć, że nie tylko mogłem to zrobić, ale to zrobiłem. Ja wyjechałem po studiach, teraz potrafię mówić w paru językach, zwiedziłem pół świata. Nie zmarnowałem ani minuty swojej kariery sportowej. Walczyłem na czterech kontynentach. Jak teraz na to patrzę to było piękne. Choć wiele mnie ominęło w prywatnym życiu.
- Którą walkę wspominasz najlepiej?
- Tą w Vegas. Ja to miejsce traktowałem jak dom. Pamiętam, że karierę skończyłem w Brazylii. Walkę miałem o 2:00 w nocy. Kontrolowałem przeciwnika na parterze. Jego twarz wyglądała jak tatar. Łokci dostał w twarz chyba z pięćdziesiąt i dalej chciał walczyć. To było na odkrytej hali, wtedy było około 30- 40 stopni. Byłem już tak zmęczony, że czułem krew w przełyku. Pomyślałem, że jak dojdzie do drugiej rundy to nie dam rady. Sądzia jednak nie dopuścił już mojego przeciwnika no i wygrałem. Wspomniałem o niej dlatego, że ta walka była naprawdę bardzo ciężka. Nie wiem co by się wydarzyło, gdyby doszło do drugiej rundy. Ja zawsze od pierwszej sekundy w klatce myślę tylko o tym, żeby wygrać. Nigdy nie rozkładam sił. Strategia była dobra do drugiej rundy, do której dopuściłem tylko raz i wtedy przegrałem.
- Czy czułeś, że ta walka będzie twoją ostatnią? Czy myślałeś, że to twój benefis?
- Każdy mój znajomy, który już zakończył karierę w dalszym ciągu ma z tyłu głowy, żeby jeszcze raz w tej klatce się znaleźć. To jest uzależnienie. Ja od pierwszej walki w klatce już nie odczuwam adrenaliny, z wyjątkiem kolejnych walk. Ju-jitsu dostarcza mi radość, ale nie ma tam aż takich emocji, bo było coś więcej.
- W klubie Team Sukata Poland będzie MMA, a czy Łukasza Lesia zobaczymy jeszcze w klatce?
- Rozmawialiśmy z pewną federacją. Jeżeli się uda, możliwe, że pod koniec przyszłego roku zawalczę w klatce. Miałem trochę kontuzji, a chciałbym się dobrze przygotować.
- Czego mogą się spodziewać i czego oczekiwać studenci na treningach MMA?
- MMA jest bardzo wymagającym sportem. Oprócz taktyki ważna jest fizyczność. Będziemy przekraczać granicę wytrzymałości. Można się spodziewać potu i krwi. Jestem zawodowcem i chce się dzielić swoją wiedzą. Będę ich przygotowywać, jakby mieli walkę w klatce. Jak ktoś chce ze mną trenować musi wiedzieć, że będzie tak trenowany jak ja. Zajęcia z MMA będą w każdy piątek o 18:30. Wszystkich dorosłych zapraszamy. Jak tylko macie ochotę sprawdzić siebie czy nauczyć się czegoś nowego.
Z Łukaszem Lesiem rozmawiała Kamila Bik.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.