Michał Janota, rocznik 1990. Pochodzi z Zielonej Góry, z której wyjechał w wieku 16 lat, by grać w juniorskiej drużynie Feyenoord Rotterdam. W Holandii spędził sześć lat. Później przyszedł czas na Polskę – Korona Kielce, Pogoń Szczecin, Górnik Zabrze, Podbeskidzie Bielsko – Biała i w końcu Stal Mielec.
Po tylu latach nieobecności w rodzinnym mieście mógłby zadać sobie pytanie, gdzie jest jego dom.
– Ostatnio podobne pytanie zadała mi narzeczona. Pytała, gdzie chcielibyśmy kiedyś zamieszkać. Odpowiedziałem szczerze, że nie wiem. Co prawda ja mogę mieszkać tam, gdzie po prostu jest mi dobrze i nie ma różnicy, czy będzie to Mielec, Wrocław czy Kielce. Decyzję o tym, gdzie zamieszkać, będzie trzeba podjąć za parę lat, bo dopóki gram, nigdy nie wiadomo, gdzie będę. Za pół roku mogę być na drugim końcu Polski – mówi Michał. – W Mielcu żyje się spokojnie. Mieszkam tu z rodziną i podoba mi się tutaj. Dobrze wspominam także Kielce. Zostawiłem tam dużo zdrowia, poznałem życzliwych i dobrych ludzi. Zawsze staram się wyciągać pozytywy z każdego miejsca, w którym jestem.
Nie jest tajemnicą, że piłka nożna jest najlepiej opłacaną dyscypliną sportu. To, jakimi kwotami operują szczególnie zagraniczne kluby, może przyprawić o zawrót głowy. Choć prawdą jest, że wielu kibiców nie zdaje sobie sprawy z pobocznych aspektów – choćby obciążenia psychicznego, z jakim większość zawodników musi sobie radzić.
- Sumy, o których teraz się słyszy, za granicą faktycznie są horrendalne, ale w Polsce też można dobrze zarabiać – tłumaczy Janota. – To nie jest tak, że tylko piłkarze nożni dużo zarabiają. Znam sportowców z innych dyscyplin, którzy mają naprawdę dobre pieniądze. Żeby dobrze zarabiać, trzeba mieć dużo szczęścia i odpowiednie podejście. Pieniądze dzisiaj są, jutro może ich nie być. Wielu piłkarzy na pewno sobie z tym nie radzi, choćby ze względu na stres. Ludzie słysząc, ile piłkarz zarabia, oczekują cudów na boisku, a prawda jest taka, że nasza praca nie ogranicza się do tych 90 minut meczu. Do tego dochodzą analizy, statystyki własne, jak i przeciwników, odnowa biologiczna, dyscyplina. Zawsze wtedy powtarzam, że przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by i ta osoba, która tak krytykuje piłkarzy, spróbowała grać i zarabiać takie pieniądze - dodaje.
Zawodnik Stali mieszka w Mielcu ze swoimi najbliższymi – narzeczoną i ośmiomiesięcznym synkiem. Znajomość Michała i Anety swój początek miała na jednym z portali społecznościowych.
– Wpadła mi w oko na tyle, że podczas obozu w Hiszpanii cały czas do niej dzwoniłem, zapłaciłem krocie za rachunek – wspomina piłkarz. – Tak jak już wspominałem wcześniej, moja praca nie ogranicza się tylko do treningów i meczów. Narzeczona chciałaby, żebym więcej czasu spędzał z nią i z synkiem. Gdy jestem w domu, staram się ją odciążyć, zająć się dzieckiem. Lubię gotować, więc w miarę możliwości to robię. Mamy szczęście, że nasz synek to złote dziecko. Cały czas się uśmiecha. Jeśli w przyszłości będzie chciał grać w piłkę nożną, oczywiście będę go wspierać, ale nie chcę, żeby robił coś na siłę. Tyle o rodzinie, zaś jeśli chodzi o mnie, to główną cechą mojego charakteru jest szczerość. Zawsze powiem, jak coś mi się nie podoba, nieważne komu. Trener Smółka też to zauważył już na pierwszym spotkaniu. Lubię konkrety i liczę, że taki też będzie mój synek - mówi pomocnik Stali.
Michał Janota przez kilka ostatnich lat prawdopodobnie stale musi odpowiadać na pytania typu: dlaczego jego kariera potoczyła się w ten, a nie w inny sposób? W końcu niewielu zawodników może pochwalić się takim dorobkiem klubowym, nie każdy w tak młodym wieku dostał możliwość gry w jednym z najlepszych klubów w Holandii, słynących ze znakomitego szkolenia młodzieży.
- Każdy człowiek popełnia błędy, a jeśli ktoś mówi, że nigdy ich nie popełnia, to kłamie. Był czas, że mi odbiło, nie przez wodę sodową, bardziej przez moje podejście, błędne decyzje. Miałem trudny okres w życiu. W ciągu dwóch lat zmarli mój tata i brat; nie wiedziałem, jak mam się odnaleźć. To był chyba mój najgorszy okres w życiu - wspomina zawodnik.
– Obserwuję kluby, w których miałem przyjemność grać. Patrzę na zawodników, z którymi grałem i może zabrzmi to nieskromnie, ale nie czuję się gorszy. Na to, na jakim etapie jestem teraz, składa się kilka czynników. Oczywiście w największym stopniu wina leży po mojej stronie, może to przez moje podejście, może dlatego, że jestem zbyt wyluzowany albo zbyt pewny siebie, miałem też pecha do niektórych trenerów. A może największym błędem było to, że wróciłem do Polski? Nie wiem, nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie czuję się słabym piłkarzem, wręcz przeciwnie. Ale żebym mógł to pokazać, muszę mieć pełne zaufanie trenera i zawodników, z którymi gram. Choć oczywiście najważniejsze, to wymagać od siebie - tłumaczy.
- Czas w sporcie leci bardzo szybko. Postawiłem sobie cele, do których dążę, może szczęście jeszcze się do mnie uśmiechnie - kończy Michał Janota.