Nie udał się tym samym debiut trenera Marcina Basiaka, który na tym stanowisku zastąpił zwolnionego wczoraj Michała Przybylskiego. Choć początek wcale nie był zły.
Stal zaczęła dobrze i widać było, że zawodnicy podeszli do tego spotkania niezwykle zmotywowani. „Czeczeńcy” z dużą łatwością dochodzili do pozycji rzutowych, a piłki w końcu zaczęły również docierać na skrzydła, czego brakowało przez cały sezon.
Niestety, gospodarze mieli jeden problem, a nazywał się on Łukasz Zakreta, który we znaki mielczanom dał się już na samym początku. Bramkarz kaliszan odbił trzy rzuty ze skrzydeł oraz obronił dwa rzuty karne.
Pomimo tego Stal przez dłuższy czas nie pozwalała rywalom odskoczyć, lecz niewykorzystane sytuacje zaczęły się mścić dziesięć minut przed końcem, przez co goście schodzili do szatni prowadząc 15:10.
MKS był w tym meczu zespołem, który można było pokonać, w związku z czym plan na początek drugiej połowy zakładał odrobienie strat. Niestety stało się zupełnie inaczej i to kaliszanie zwiększyli swoją przewagę, która w 37. minucie sięgnęła aż ośmiu trafień.
Był to kolejny raz kiedy „Biało-Niebiescy” musieli rzucić się za rywalem w szaleńczą pogoń, lecz ponownie okazała się ona po części skuteczna, gdyż w 54. minucie dzięki bramkom Piotra Rutkowskiego i Piotra Krępy Stal przegrywała już tylko 23:20.
Niestety tak doświadczony zespół jak MKS Kalisz nie pozwolił Stali na więcej i ostatecznie zwyciężył 29:23.
Po szaleńczym tempie w grupie spadkowej najbliższe dni będą okazją do odpoczynku, gdyż emocje związane z utrzymaniem w PGNiG Superlidze powrócą za tydzień.
Porażka z MKS-em spowodowała, że Stal nie jest już zależna tylko od siebie, gdyż do Arki Gdynia i Zagłębia Lubin traci pięć punktów, a do końca sezonu pozostały trzy spotkania. Najbliższe mielczanie rozegrają 15. maja w Gdyni z tamtejszą Arką i wydaje się, że będzie to mecz o wszystko!
SPR Stal Mielec – MKS Kalisz 23:29 (10:15)