reklama

Dominik Pazdyk z Mielca Wicemistrzem Świata oraz Wicemistrzem Polski street workout!

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Prywatne archiwum Dominika Pazdyka

Dominik Pazdyk z Mielca Wicemistrzem Świata oraz Wicemistrzem Polski street workout! - Zdjęcie główne

Dominik Pazdyk już teraz zdobył duże osiągnięcia w street workoucie, a może być tylko lepiej. | foto Prywatne archiwum Dominika Pazdyka

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport Dominik Pazdyk z Mielca jest młodym sportowcem, któremu już udało się pokazać na międzynarodowych imprezach. W ostatnim czasie zdobył na swoje konto Wicemistrzostwo Świata oraz Wicemistrzostwo Polski w street workoucie. Mimo wszystko, Dominik sam określa siebie "normalnym gościem". Jak wyglądała jego droga na tak ważne zawody? Dominik Pazdyk dzieli się swoimi przeżyciami w rozmowie, którą poprowadził Kacper Piękoś.
reklama

Kacper Piękoś: Przede wszystkim, gratuluję wielkich sukcesów. Zdobyłeś Wicemistrzostwo świata oraz Wicemistrzostwo Polski. Pokazałeś się na dwóch dużych imprezach. Zdobyłeś, myślę że przede wszystkim dla siebie, bardzo ważne tytuły. Mimo wszystko, jest na ten temat cicho. Jesteś mielczaninem, a przede wszystkim właśnie Mielec milczy. Dlaczego z Twojej perspektywy tak to wygląda?

Dominik Pazdyk: Myślę, że odpowiedź jest bardzo prosta. To jest względnie młody sport. Do mainstreamu, w tym sensie, że ludzie zapytani na ulicy wiedzą, czym jest kalistenika i street workout, ten sport w mojej opinii wszedł około 10 lat temu. Ludzie nie są jeszcze oswojeni z tym wszystkim. Pewnie nie interesują się też jakoś bardzo całą sceną, no bo nie jest to jeszcze aż tak bardzo rozpoznawalne. Wydaje mi się, że problemem nie jest sam street workout, co wszystkie inne niszowe sporty. Dla przykładu, zapytam teraz Ciebie - znasz Mistrza Olimpijskiego w łucznictwie, albo nawet jakiegokolwiek Polaka, który zajmuje się tą dyscypliną?

KP: Powiem szczerze, że nie.

DP: No właśnie. Chodzi o to, że ten sport nie przyciągnął do siebie jeszcze wystarczającej ilości ludzi, którzy mieliby takie kompetencje, żeby go rozpromować. Nie ma jeszcze tak naprawdę dziennikarstwa sportowego, traktującego stricte o street workoucie i to wszystko jest jeszcze takie mocno undergroundo'owe. Wiadomo, że ten sport jest jeszcze na słabej pozycji, natomiast ja widzę w tym przyszłościowo bardzo duży potencjał. Uważam, że to jest bardzo widowiskowy sport i ma potencjał na przyciąnięcie do siebie tak naprawdę masy ludzi. Każdy niszowa dyscyplina jest przyćmiewana przez większe sporty, takie jak piłka nożna, MMA, boks, bo one same siebie napędzają. Żeby jakiś mniejszy sport został doceniony, to muszą pojawić się absolutnie wybitne jednostki, które same to pociągną. Za przykład niech posłuży nawet Mariusz Pudzianowski, który wyciągnął strong manów do mainstreamu. Mariusz skończył już karierę i właściwie o strong manach też już się nie bardzo pisze. Chociaż on zbudował na tym polu pewnego rodzaju popularność i gdzieś to dziennikarstwo sportowe, traktujące właśnie o strong manach już się zbudowało i zaczęło pojawiać się więcej pasjonatów. Taka najświeższa sprawa, która przychodzi mi do głowy to jest Iga Świątek. Teraz każdy jest pasjonatem tenisa, każdy się na nim zna, ogląda. Myślę, że osiągnięcie Wicemistrzostwa Świata to jest duża rzecz, ale to wciąż jeszcze za mało, żeby zainteresować tym bardziej mainstreamowe media. Ja to w pewnym stopniu rozumiem i nie jest to żaden zarzut. Gdybym nie był z Mielca to pewnie też byś o mnie nie usłyszał i nic na ten temat nie napisał. Ja to wszystko rozumiem i "cisza" na ten temat, o której mówiłeś, jest spowodowana, niestety, małą popularnością tego sportu. 

Czym się różni street workout od kalisteniki?

KP: Wspominałeś o tym, że street workout, kalistenika to jeszcze stosunkowo młody sport. Tutaj jeszcze trzeba wiele na ten temat powiedzieć, żeby dotrzeć do ludzi. Zajmujesz się tym na codzień, doskonale wiesz z czym to "się je". Na czym więc konkretnie polega ten sport? 

DP: Warto zaznaczyć, że kalistenika i street workout to, w gruncie rzeczy, to samo. Polega to na tym, że wykonujemy ćwiczenia z użyciem własnej masy ciała. Najpopularniejsze z nich to podciągnięcia, pompki, przysiady bez ciężarów, brzuszki, dipy, czyli podciągnięcia na poręczach. Wchodząc już na wyższy poziom chcesz się sprawdzić. Sprawdzasz, czy zrobisz więcej podciągnięć, czy dłużej utrzymasz poziomkę, u nas to się nazywa L-sit. Z tego tworzy się sport. Kto dłużej wytrzyma, kto zrobi więcej powtórzeń. Tak powstał street workout. Jest to bardziej chwytliwa nazwa. Wywodzi się to z infrastruktury miejskiej. Tam ludzie robili treningi i to też był pierwszy punkt, gdzie tworzyło się takie sprawdziany pomiędzy ludźmi, później pomiędzy miastami, a później poszło to dalej. Przyjęło się, że street workout to taka nomenklatura zawodu. Kalistenika z kolei to styl treningu.

KP: Czy Kalistenika jest dla każedgo?

DP: Mogę ją trenować ja, jako zawodnik, jak i ty, jako laik, dla zdrowia. Przykładowo: zaczynasz od pompek na kolanach, później przechodzisz na zwykłe pompki, później pompki na jednej ręce. To styl trenowania. Street workout wchodzi bardziej w sferę zawodową. O ile we freestyle'u, czyli w stylu, w którym ja trenuję, street workout nie rozgałęzia się jakoś bardzo, o tyle są zawody np. z one rep maxa, czyli z jak największym doczepionym ciężarem na raz, masz zawody wytrzymałościowe, czyli kto zrobi więcej pompek, dipów, podciągnięć itd. Masz też np. zawody ciężarowo-siłowe. To się bardzo mocno rozgałęzia, więc tak naprawdę każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Zarówno pasjonaci wytrzymałości, siły czy też jakichś figur statycznych.

KP: Jak wyglądała Twoja droga do tych najważniejszych zawodów, jak się tam znalazłeś?

DP: Zaczęło się to wszystko dosyć prozaicznie, bo 5 stycznia 2017 roku, stwierdziłem, że zrobię postanowienie noworoczne. Chciałem mieć 6-pak. Nie było to jakoś mądrze prowadzone. Przed snem robiłem po prostu kilka pompek, parę brzuszków. Zacząłem się cokolwiek ruszać i byłem w tym bardzo systematyczny. Pomimo tego, że na początku mi się nie chciało, to jednak zawsze robiłem ten sam zestaw ćwiczeń. Z czasem oczywiście zwiększałem ilość powtórzeń, dodawałem trochę intensywności. Pojawił się ciężar na plecy, w postaci naładowanego książkami plecaka. Trochę dłużej przytrzymywałem niektóre pozycje, jak na przykład hollow body. Bardzo fajne ćwiczenie na brzuch. Z czasem nabrało to wszystko efekt kuli śnieżnej. Przez dwa lata robiłem samą bazę, podstawowe ćwiczenia. Początkiem 2019 roku zainteresowałem się bardziej zawodowym street workoutem. Odpaliłem jeden, dugi, trzeci filmik. Zobaczyłem, na czym to polega i spróbowałem. Zacząłem od takiego elementu, jak planche, czyli najprościej tłumacząc, jest to pompka, w której nogi masz nad podłożem, równolegle do ziemi. Na początku to w ogóle nie wychodziło, ale systematycznie działałem i po około 9 miesiącach zaczęło mi to jako tako wychodzić.

KP: Kiedy zacząłeś  stratować w zawodach?

DP: Było to 14 lipca 2019 roku - WK Euro Cup. Wtedy byłem po 7 miesiącach treningów. Organizowali to panowie z Warszawskiego Koksu na Pikniku Dzików. Bardzo duża impreza, 5 tysięcy kibiców na trybunach. Hala Stulecia w Sopocie wypełniona. Startowałem wtedy w kategorii debiuty, oprócz tego była jeszcze kategoria Euro Cup, w której występowali zawodnicy z całej Europy. Zająłem wtedy 4. miejsce. Totalnie podjarałem się tym wszystkim, nie spodziewając się na początku w ogóle tego, że dostanę się na zawody. Byłem mega zadowolony z tego wyniku. Ten moment dał mi takiego kopa, żeby iść dalej w tę stronę. Trenowałem dalej, miesiące leciały, a moja technika coraz bardziej ewoluowała wraz z umiejętnościami. Po dwóch latach treningów przeprowadziłem się na studia do Krakowa. Po drodze dwa razy zająłem 2. miejse w lidze, która już się rozpadła. Czułem, że faktycznie mogę iść w to dalej i mam predyspozycje. Po przeprowadzce do Krakowa zacząłem chodzić na siłownię do Maxa Riznyka. Jest to swego rodzaju ikona tego sportu. Działa bardzo mocno w tym temacie, organizuje Mistrzostwa Polski. Kiedy zacząłem u niego trenować, bardziej zainteresowałem się treningiem nie tylko pod własnym kątem, ale też pod kątem tego, jak w ogóle działa moje ciało, żeby zwiększać nie tylko objętość, ale rozumieć o co dokładnie w tym wszystkim chodzi. Wtedy też bardzo rozwinąłem się jako zawodnik i przez to, że trenowałem znacznie mądrzej, to pojechałem na Mistrzostwa Europy. Startowałem w kategorii amatorskiej. na 32 zawodników zająłem 4. miejsce.

KP: To był przełom?

DP: Tak ,uważam, że był to dla mnie kolejny kamień milowy. Wiedziałem, że zaczynam spełniać się w tym co robię. Freestyle, czyli to, czym ja się zajmuje dzieli się na dwie kategorie: dynamika i statyka. Są też statyczne Mistrzostwa Świata, które były moim marzeniem, odkąd zacząłem tylko trenować. W 2022 roku nawet nie podjąłem próby, żeby się na nie dostać. W ogóle się w tym nie widziałem, ale od początku 2023 roku moim celem było to, że co by się nie działo muszę tam wystartować i zrobię wszystko, żeby się tam dostać. Zgłoszenie polega na tym, że nagrywasz je i wysyłasz do organizatorów. Oni je sortują, wybierają 7 najlepszych. W międzyczasie, kiedy miałem to nagrywać, moi rodzice lecieli do Paryża i chcieli, żebym leciał z nimi. Powiedziałem, że nie mogę zmarnować szansy i nie spróbować, nigdzie nie lecę, ale jak dostanę się na Mistrzostwa Świata pomożecie mi polecieć na nie do Włoch. Udało się. Początek 2023 roku spędziłem na treningu tylko pod to jedno zgłoszenie. Radość, jaka mnie ogarnęła to było coś nieprawdopodobnego. Planowałem znaleźć się na miejscu, nawet gdybym na te mistrzostwa się nie dostał, ale ta pozytywna wiadomość o przyjęciu zgłoszenia to było coś niesamowitego. Podszedłem do tego z chłodną głową, teraz muszę lecieć po jak najlepszy wynik, tak wtedy sobie powiedziałem. Zawody odbywały się w Bardolino. Nawet nie wiem jak mam Ci opisać uczucia, które mną targały po znalezieniu się na miejscu. To było coś takiego jak... nie wiem, jakim sportem interesujesz się najbardziej?

KP: Osobiście najmocniej siedzę w e-sporcie, konkretnie w Counter-Strike'u. Komentuję zresztą też mecze. 

DP: No to pomyśl sobie, że jesteś w jakiejś wielkiej arenie, znalazłeś się w drużynie z pashą, byalim, nie znam szczerze jakoś dobrze zawodników cs'owych, ale pomyśl, że właśnie jesteś w teamie z tymi najlepszymi z najlepszych. Byłem w ciężkim szoku, że jestem na miejscu, że widzę tych wszystkich ludzi, zbijam z nimi piątki. Niesamowite. Mimo wszystko chłodna głowa. To były zawody na dwa dni. Pierwszego były 4 grupy po 5 osób, gdzie z każdej grupy wychodziły 3 osoby. To wszystko rozkładało się na drabince. Dodatkowo były 4 osoby, które dostawały się bez tej fazy eliminacyjnej - np. mistrz Włoch, poprzedni mistrz i wicemistrz świata. Dostałem się do grupy "C". Była dość ciężka, ale jednak do ogarnięcia. Wyszedłem z drugiego miejsca. Zawody skończyły się o 23, o 11 następnego dnia trzeba było wstać i rywalizować dalej. Następnego dnia wstaję, patrzę z kim przyjdzie mi się zmierzyć i czytam - Antonio Gazzione. Bardzo mocny zawodnik, ale tak czy inaczej wiedziałem, że mam z nim szansę. Przyszliśmy na miejsce, skończyła się pierwsza runda. Nie do końca byłem przekonany, czy wygrałem. 

Włosi jednak charakteryzują się tym, że bardzo dobrze znają regulamin.

Mimo że wydawało mi się, że zrobiłem lepszego seta, to myślałem, że on skonstruował swoje combo lepiej pod regulamin. Przyszło czytanie wyników, trzymam kciuki, okazuje się, że wygrałem. Przechodzę do ćwierćfinału. Zapytałem organizatorów o wyniki i po pierwszej rundzie zrobiłem trzeci najlepszy wynik. Nie uważam, że umiejętnościowo byłem tam na trzecim miejscu. Niektórzy odpuścili, bo mieli słabszych przeciwników. Najważniejsze było jednak to, że wszyscy, którzy mogli mieć więcej punktów niż ja, albo po prostu mieli ich więcej, byli po drugiej stronie drabinki. Na tych najlepszych mogłem w takim razie trafić dopiero w walce o pierwsze, albo trzecie miejsce. Wygrałem ćwierćfinał z mistrzem Argentyny, później w półfinale doszło do małej kontrowersji. Od tego sezonu weszły takie przepisy, że żeby występy były zróżnicowane, trzeba było mieć 4 kategorie. Trzeba było mieć elementy z kategorii pchającej, czyli push, ciągnącej, czyli pull, trzeba było mieć do tego jeszcze balans, czyli stanie na rękach i element z kategorii curly. To są wszystkie elementy siłowo uginające łokieć. W półfinale zmierzyłem się z mistrzem Chile. Przy pierwszym jego wyjściu okazało się, że nie był w stanie tego zrobić, przez co całe jego combo zostało anulowane. Dzięki temu wszedłem do finału. Tam mierzyłem się z mistrzem Włoch - Manuelem Caruso. Ten gość, to jest prawdziwy fenomen. To, jaki on jest silny i co sobą reprezentuje nie pozostawiało żadnych złudzeń co do tego, że wygrał. Tak zakończyła się przygoda na tym turnieju. 

"Oprócz trenowania chodzę do pracy. Trzeba z czegoś żyć"

KP: Jak konkretnie wyglądały przygotowania do tych mistrzostw?

DP: To był najtrudniejszy okres w moim życiu. Wyglądało to tak, że wchodzisz na trening zmęczony jeszcze po poprzednim. Kolejnego dnia znowu trenujesz, męczysz się jeszcze bardziej. Organizm przyjmował ogromne ilości kofeiny, żeby w ogóle się zmusić i wykrzesać z siebie resztki energii. Po treningu szedłem do pracy, no bo przecież trzeba za coś żyć. Na końcu kładziesz się do spania, wstajesz rano i czujesz się, jakbyś dopiero skończył trening. To wyglądało tak przez pół roku, dzień w dzień. Nie chcę powiedzieć też, że się katowałem, nie lubię takiego męczennictwa, ale naprawdę ciężko pracowałem i tuż przed wysłaniem zgłoszenia psychicznie miałem dość tego sportu. Naprawdę, miałem go serdecznie dość i raczej nastawiałem się nawet na to, że już po całym sezonie, po sezonie w Polsce, będę odstawiać ten sport. Nie uważałem w ogóle, że dostanę się na te mistrzostwa, a wyszło jak wyszło. 

KP: Opowiedziałeś o Mistrzostwach Świata. Jak wyglądała droga do Mistrzostw Polski. Tam też osiągnąłeś wysoki rezultat, drugie miejsce. Jak to się wydarzyło?

DP: Na Mistrzostwach Polski była troszkę inna formuła. Tak, jak mówiłem, Mistrzostwa Świata były bardzo siłowe, polegające na statycznych elementach, żeby wykonać coś w jak najlepszej technice, albo powtórzeniu. Na Mistrzostwach Polski natomiast brany pod uwagę był freestyle razem z elementami dynamicznymi. To taka moja trochę pięta achillesowa, bardzo ich nie lubię. Muszę przyznać jednak, że bardzo dobrze mi poszło i uważam, że przegrałem bardziej ze sobą niż z moim przeciwnikiem. Byłem też bardzo rozkojarzony, bo to było tylko 2 tygodnie po Mistrzostwach Świata, o których rozmawialiśmy wcześniej. Ciężko było więc o jakąś regenerację. I tak odpuściłem, nie byłem w jakimś cugu treningowym. Ogólnie było dość słabo z moją formą, dlatego jestem bardzo zadowolony z tego, co udało mi się uzyskać. Wiadomo, że chrapka była na to pierwsze miejsce, zwłaszcza po takim sukcesie we Włoszech, ale patrząc na sam finał trzeba przyznać, że Patryk był tam jednak dużo lepszy. Formuła, która była na Mistrzostwach Polski nie do końca mi odpowiada, bo o ile na Mistrzostwach Świata wyglądało to w ten sposób, że ty wykonujesz jedno combo, a ktoś ci odpowiada, później znów twoja kolej i odpowiedź przeciwnika i na tej podstawie jest wyciągana liczba puntków, o tyle na Mistrzostwach Polski miałeś 2-minutowe wyjście. Przez 2 minuty musiałeś zdobyć jak najwięcej punktów. Nie do końca to lubię, znacznie bardziej wolę battle, wymianę tym combo. Uważam to za znacznie ciekawsze. Taka jednak była formuła. Myślę, że takie szczegóły, jak właśnie tylko 2 tygodniowa przerwa od zawodów, ta formuła nie do końca mi odpowiadająca, zaważyły na tym, że byłem drugi, a nie pierwszy. Trudno, nie ma co szukać wymówek. Gość był ode mnie lepszy i to wszystko. 

KP: Teraz przygotowanie do kolejnych zawodów, czy może to zmęczenie, o którym rozmawialiśmy wcześniej, nie tylko to fizyczne, ale też psychiczne, jest na tyle duże, że czas na dłuższą przerwę? 

DP: Po Mistrzostwach Polski zrobiłem sobie 2 tygodnie totalnej przerwy, żeby odpocząć przede wszystkim psychicznie od tego wszystkiego. Aktualnie powolutlku wracam i przygotowuję się do sezonu, ale bez jakiejś wielkiej spiny. Pod koniec lutego będą zawody w Cekcynie - Straight Outta Battle, gdzie rok temu udało mi się zdobyć pierwsze miejsce. W najbliższym czasie wystartuję pewnie tam. Natomiast jest to dla mnie bardziej sprawdzian przed sezonem, niż takie zawody, gdzie każdy jest w formie. Największy peak formy u zawodników zawsze jest w czerwcu, lipcu, sierpniu, ewentualnie we wrześniu. Cały okres zimowy jest poświęcany przez zawodników na przygotowanie jakichś elementów, dopracowanie tego, co już było. Nie traktuję tych zawodów w ten sposób, że za wszelką cenę muszę tam wygrać. 

KP: Na Mistrzostwach Świata oraz Mistrzostwach Polski pokazałeś na co cię stać. Wiele jeszcze przed tobą i kolejne sukcesy to pewnie kwestia czasu. Jesteś jednak dość młodym zawodnikiem, a już udało Ci się poszczycić takimi osiągnięciami. Pytanie może dość proste, ale odpowiedzieć można na wiele sposobów. Po tym co osiągnąłeś, kim jesteś? Za kogo się uważasz ze swojej własnej perspektywy?

DP: Osobiście do każdego podchodzę tak samo. Nieważne czy jesteś Robertem Lewandowskim, czy Igą Świątek. Mówię to dlatego, bo uważam, że jest to ważne w kontekście tego, że pewnie nasza rozmowa będzie sygnowana nagłówkiem "Polak z Mielca został Wicemistrzem Świata w street workoucie..." i tak dalej. Mimo wszystko jednak nie zmienia to faktu, że jestem normalnym gościem, studiuję sobie na AWF-ie, powiedzmy, że z zadowalającymi wynikami. Mieszkam w Mielcu i pracuję jak każdy inny. Co prawda pracuję na siłowni jako trener, ale nie uważam tego za coś bardzo super, ani też za nic jakiegoś miałkiego. Jestem normalnym gościem i nie wiem, czy jest tutaj coś więcej do dodania. Robię to, co robię, bo to lubię i to nie jest tak, że jak niektórzy mówią, że mierzę się z własnymi słabościami, wyrażam siebie... Kurczę no, trenuję, bo lubię to robić i przy okazji to wychodzi. Uważam, że w tym wszystkim nie można też stracić głowy i siebie samego i trzeba być normalną osobą.

KP: Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę dalszych sukcesów. Powodzenia.

DP: Było bardzo miło. Dzięki!

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama