reklama

Alan Rosenbeiger - "Jupitery na Solskiego nie zgasną"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie:

Alan Rosenbeiger - "Jupitery na Solskiego nie zgasną" - Zdjęcie główne

foto AŁ

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport Alan Rosenbeiger podczas gali odebrał statuetkę za wydarzenie roku 2021 jako organizator zbiórki "Robię to #DLASTALI Mielec. Porozmawialiśmy z Alanem o kulisach tego wydarzenia.
reklama

Na gali sportu plebiscytu Korso zostały przetoczone słowa Alana, które zostały wysłane do każdej osoby, która dorzuciła się do zbiórki.

- Paradoksalnie nie pieniądze były najważniejsze w tej akcji. Najważniejsze i najcenniejsze w tym społecznym wydarzeniu okazało się to, co niepoliczalne. Dziś odważnie możemy powiedzieć, że #DlaStali udało nam się zjednoczyć ludzi oraz wywołać wartościowe dyskusje, które dodawały energii innym. Nasza pomoc jest oczywiście ułamkowa, ale proszę pamiętać, że to również dzięki Tobie światła na Solskiego 1 nie zgasną! 

- Jak udało się pogodzić pracę z prowadzeniem tej zrzutki?

- Pierwsze dni były dla mnie takie chaotyczne. Oprócz tego, że było dużo telefonów od kibiców, ludzi, których nie znam, nie wiem, skąd mieli mój numer telefonu - dzwonili i pytali się mnie, czy to jest prawdziwe, czy to nie jest "fejkowe". Ja też na początku prosiłem dziennikarzy lokalnych o pomoc, aby uwiarygodnili tę zrzutkę, pisząc choćby dwa zdania na ten temat i to się udało. Również dzięki redakcji Korso, bo dużo pisaliście o zbiórce od samego początku. 

Po tych telefonach spotkałem Agnieszkę, która jest administratorem grupy "Robię to #DLASTALI Mielec". Mówiła, że ma doświadczenie w prowadzeniu tych grup, wie, jaki regulamin powinien być stworzony, że ona to zrobi, ustawi to wszystko. Później Tomek z Grzesikiem jeszcze dołączyli. Grzesika do dzisiaj jeszcze nie widziałem. Jak była konferencja w klubie, to o tym wspominałem, ale do dzisiaj go nie widziałem - później to on był chory, potem kwarantanna. Nie było okazji, aby się spotkać. To było takie szalone, że wszystko było on-line, nie widzieliśmy się w ogóle, bo z Tomkiem też się nie widziałem.

Po tym pierwszym tygodniu udało nam się ułożyć prace: tu zrzutka, tu wpłaty, tu promocja, tu licytacje. Później było nam łatwiej, rytm dnia nam się zmienił. Część adminów do południa pilnowała grupy. Ja jak byłem w pracy, nie chciałem mieszać pracy z moją społeczną aktywnością, bo nie byłoby to w porządku do mojego pracodawcy. 

Po południu ja przejmowałem stery i przez całe wieczory przez ponad dwa miesiące od godziny 19 pilnowałem licytacji. Trzeba było mocno się starać. Oprócz tego jako administratorzy pozyskiwaliśmy przedmioty do licytacji. Nie tylko mieszkańcy wystawiali fanty do licytacji, ale też jako admini zatwierdzaliśmy posty z licytacjami, jeździliśmy, dzwoniliśmy, pytaliśmy różnych osób, czy czegoś nie chcieliby przekazać. To wszystko była praca popołudniami, często tak, że wsiadłem w samochód i robiłem sto kilometrów do jednego, do drugiego, do trzeciego, i czasem coś się przywiozło i wystawiało się. To zajmowało dużo czasu. Potem to było już usystematyzowane. Każdemu z nas dużo życia to zabrało.

 Gdy wystartowały licytacje, odezwała się do mnie dziewczyna z Krakowa, pisząc: "Widzę, że macie to samo, co myśmy przeżywali, jak chcesz, to mogę ci parę wskazówek dać". No i rozmawialiśmy parę razy. Ona mi o tych licytacjach powiedziała, jak to organizować. Na początku tych licytacji było dużo. Mieliśmy pewien problem, bo w pewnym momencie te posty zaczęły się mieszać. Posty sprzed dwóch dni z tymi z danego dnia. Stąd pomysł, aby każdego wieczora siadać do komputera i odnajdowałem licytacje z danego dnia, które kończyły się o godzinie 21.00 i dodawałem komentarz, że np. dziś kończy się licytacja. 

Chodziło o to, aby wywindować post na górę. Ludzie, którzy wchodzili na grupę, mieli przejrzystość, wiedzieli, co się kończy. Po zakończeniu licytacji też to było fajnie, że jak dana osoba wygrała, to zamieszczaliśmy komentarz, oznaczając tę osobę. Im dłużej to trwało, to komentarze były odważniejsze. Ktoś nawet obiecał, że wystawi ten słoik ogórków, ale w końcu do tego nie doszło. Chodziło o to, że wszystko można wystawić, że każda złotówka się liczy i można przeznaczyć ją dla klubu. I zabawnie przez to było.

- Zdajesz sobie sprawę, że twoje słowa "Jupitery na Solskiego nigdy nie zgasną" stało się ikoniczne, szczególnie na gali?

- Ja to zauważyłem, na gali pan Krzysztof Kapinos ze spółki Enervigo opowiedział swoją historię, dlaczego zaangażowali się pomóc Stali Mielec i na zakończenie swojej wypowiedzi powiedział, że "jupitery na Solskiego nie zgasną". Ja się ucieszyłem, że to się stało takim hasłem bojowym, historycznym. Sam miałem okazje rozmawiać z ludźmi na ulicy i też mówili, że "światła na Solskiego nie zgasną" i to jest fajne, i pasuje do całej historii. Kiedyś ten klub upadł i wiele lat trwał powrót do Ekstraklasy i chyba nie ma mieszkańca, który chciałby, aby światła na Solskiego zgasły. Obok buduje się hala - oby życie funkcjonowało i na hali, i na stadionie. Aby obok były stowarzyszenia, fundacje, i niech to trwa.

- Masz jakieś pamiątki z tej licytacji? Podziękowania od klubu, statuetkę?

- Najwięcej mam wzruszeń, wspomnień w głowie. Z takich namacalnych rzeczy to wyjątkową statuetkę, którą od was dostałem. Czeka jeszcze, żeby ją ulokować na swoim miejsce, aby ją podświetlić, by ładnie stała. Z takich materialnych rzeczy to nie. Raczej to, co w głowie. Podziękowania od różnych osób, których cenię, tu w regionie. To jest takie bezcenne, taka duża wartość, np. spotkanie z panem Edwardem Kazimierskim. Nie wymyśliłbym sobie tego.

- Jak doszło do tego spotkania ?

- Zadzwonił, a właściwie napisał na Messengera, wnuczek pana Kazimierskiego, że ma pomysł, że dziadek chce się zaangażować. Rozmawialiśmy kilka dni na Messengera. Później padła propozycja, żeby się z nim spotkać. Spotkaliśmy się, zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Pan Edward opowiedział bardzo dużo rzeczy związanych z historią klubu. Tego też bym nigdy nie usłyszał, gdybym nie rozpoczął zrzutki. To zostanie ze mną do końca życia - to spotkanie oraz pamiątkowe zdjęcie. Poznałem ludzi ze Stanów Zjednoczonych, których również nie widziałem. Takie fajne relacje się nawiązały. To jest budujące. Wyróżnienie w plebiscycie  to już w ogóle zaskoczenie było dla mnie. Mnie to bardzo ucieszyło i też zostanie ze mną do końca życia.  Piękna szklana statuetka.

Z Alanem rozmawiała Kamila Bik.

 

 

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama