Jak wielką ciekawość budzą amerykańscy żołnierze, można było się przekonać, przyjeżdżając obok mieleckiego lotniska. Wiele osób przystawało i z ciekawością obserwowało powstawanie bazy, przejazdy konwojów czy warty żołnierzy, robili zdjęcia, nagrywali filmy... Armia to nie tylko żołnierze. To także sztab ludzi potrzebny do ich obsługi. Zanim na lotnisku zjawili się członkowie 82 dywizji, do Mielca musieli przybyć logistycy i pracownicy odpowiedzialni za sprawne funkcjonowanie bazy wojskowej. Jednak nie wszystkich ludzi można było ściągnąć z zagranicy. Wśród mielczan szybko rozniosła się informacja, udostępniana na wielu facebookowych grupach wśród mieszkańców naszego miasta, dotycząca ofert pracy na lotnisku przy obsłudze amerykańskich żołnierzy. Poszukiwano m.in. kelnerów, kucharzy, pracowników magazynów, pralni, obsługi toi-toi.
Dziś mieleckie lotnisko stało się terenem zamkniętym. Siatka otaczająca teren bazy została pokryta płachtami, które utrudniają zobaczenie, co dzieje się w środku. Patrole wojskowe czuwają dniem i nocą, zwiększyła się też częstotliwość patroli policyjnych. Ulica Lotniskowa częściowo została wyłączona z ruchu. Jeśli jeszcze niedawno bez problemu można było podejść w okolice lotniska, to teraz ciekawscy od razu przepytywani są przez wojskowych i informowani, że nie wolno przebywać tam bez zezwolenia i wyraźnego celu.
Jak obecność obcych wojsk wpływa na mieszkańców Mielca? Czy na co dzień dostrzegają w ogóle ich obecność?
Na pewno większy ruch można zaobserwować z mieleckich hotelach i nieruchomościach z pokojami na wynajem. Wiele z nich już od dłuższego czasu gości zagranicznych przybyszów. Również niektóre z lokali gastronomicznych przeżywają oblężenie.
Mieszkańcy Mielca, szczególnie ci z pobliża lotniska, od kilku tygodni mogli obserwować, jak powstaje wojskowa baza. Z początku można zamienić było kilka słów z żołnierzami czy zrobić sobie z nimi zdjęcie. Amerykańscy wojskowi mogli poczuć się jak w domu, kiedy na walentynki dostali od mielczan serca-ciastka. Teraz jednak odmawiają, kiedy próbuje się z nimi porozmawiać.
- Przykro nam, nie możemy nic powiedzieć - mówią.
Na terenie niemal całego powiatu wprowadzony został również zakaz lotów cywilnych dronów.
Amerykanie postrzegani są na całym świecie jako otwarci, mili, bezproblemowi. Czy tak samo zachowują się amerykańscy żołnierze w Mielcu?
- Zdecydowanie - twierdzi jedna z pytanych przez nas mielczanek. - Cały czas się uśmiechają, nie mają z niczym problemu. Starają się uczyć pojedynczych polskich słówek. Pytają np., jak się mówi "dziękuję" czy "dzień dobry". Często zostawiają miłe karteczki: "Dziękuję za posprzątanie", "Miłego dnia". To bardzo sympatyczne. Można się też z nimi bez problemu dogadać. Kilku, z którymi się zetknęłam, miało co prawda specyficzny akcent, ale mimo tego udaje się z nimi porozumieć. Są też bardzo zdyscyplinowani, utrzymują porządek.
Wśród przybyłych do nas Amerykanów spory odsetek stanowią kobiety i Afroamerykanie. Nie wszyscy mielczanie są tak pozytywnie nastawieni do mundurowych. W naszej redakcji rozdzwonił się telefon z pytaniami: po co tu przyjechali, na jak długo, czy z Mielca sobie poligon robią. Inni mieszkańcy są dość neutralnie nastawieni: "Pierwszy raz widzę tyle wojska i sprzętu, ale mam nadzieję, że nic się nie będzie działo", "Baza jak baza, my nie mamy na to wpływu".
Na tutejszych dyskotekach można już spotkać Amerykanów, są mili i uprzejmi, ale też nie chcą nic zdradzić: wszyscy odpowiadają, że obowiązuje ich tajemnica wojskowa. Natomiast oceniają Polskę, a konkretnie nasze miasto jako pełne pozytywnych ludzi, i bardzo im się tu podoba.
W tureckiej restauracji właściciel opowiada nam, że w ostatnim czasie mnóstwo amerykańskich żołnierzy odwiedza jego bar. - W pewnym momencie bałem się, że zabraknie mi towaru, codziennie można było spotkać tutaj Amerykanów. Najważniejsze, że jest klient, są pieniądze. Chwalą nasze jedzenie, są sympatyczni i bardzo otwarci - dodaje właściciel.
Jak dowiedzieliśmy się w miejscach, w których mieszkają żołnierze i osoby cywilne odpowiedzialne za logistykę, Amerykanie lubią spędzać czas w swoim towarzystwie. Chętnie oglądają telewizję, szczególnie wiadomości na CNN czy transmisje sportowe. Wielu z nich gorąco kibicowało swoim zawodnikom podczas niedawno zakończonych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie.
Po trwających wiele godzin zajęciach, wojskowi nie mają wiele czasu na rozrywki czy zwiedzanie. Mimo to od czasu do czasu są widywani na mieście, w restauracjach czy sklepach.
- Jedzą głównie jajka sadzone, kiełbaski smażone, bardzo lubią gęste, mięsiste zupy, makarony, steki, pierogi z kaczki, tłuste jedzenie - mówi jedna z mielczanek pracujących w restauracji. - Ale równie często zamawiają sałatki, rzeczy "light". Bardzo chętnie próbują tradycyjnych polskich potraw, takich jak bigos czy pierogi. Są mili, sympatyczni, otwarci, chętni do rozmowy, uśmiechnięci.
Żołnierze nie zdradzają, ilu ich dokładnie jest. Możemy natomiast domyślać się po ogromie sprzętu, jaki już stoi na mieleckim lotnisku, czy choćby po poustawianych wojskowych namiotach ilu ich u nas przebywa. Wiemy tylko tyle, że z końcem czerwca grupa amerykańskich żołnierzy wróciła do Stanów, natomiast od lipca na lotnisku w Mielcu rozpoczęli pracę kolejni mundurowi.
Za co mielczanie pokochali amerykańskich żołnierzy? Sprawdźcie, w naszej galerii.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.