Nie podróżować przez strach? To wielka strata

Opublikowano:
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura W ciągu 120 dni mielczanin Krzysztof Buczek pokonał 17,5 tysiąca kilometrów, przemierzając 14 różnych państw Ameryki Południowej. By oddać się podróżowaniu, rzucił pracę i sprzedał co wartościowsze rzeczy. - Nie nadaję się do tego, by tkwić w miejscu – mówi krótko o swojej pasji.

Pasja ta na poważnie zrodziła się przed dziesięcioma laty. To właśnie wtedy Krzysztof wraz z kolegą wyruszył na podbój Ukrainy. Niedługo później, w tym samym towarzystwie, autostopem przemierzył Grecję. - Cała podróż zajęła nam trzy tygodnie. Mieliśmy ze sobą czterysta złotych, a po powrocie w kieszeni została nam jeszcze stówa. Szybko licząc, wydaliśmy zaledwie trzysta złotych – wylicza nasz rozmówca. To jeden z wielu przedstawianych przez niego dowodów na to, że podróżowanie wcale nie musi kosztować kroci. I tak też było z wyprawą do Ameryki Południowej, jaką odbył w tym roku, od lutego do czerwca.

Nocleg? Też może być przygodą
- Jednym z poważniejszych wydatków był jedynie bilet z Warszawy do Meksyku, który to i tak udało się nabyć po okazyjnej cenie, za 400 złotych – podkreśla Krzysztof. Po tym jednak, jak opuścił już samolot, zaczął podróżować dokładnie tak, jak lubi – spontanicznie, bez przydługiego tkwienia w jednym miejscu, jak najbliżej lokalnej kultury i ludności. To właśnie w tym celu szerokim łukiem omijał hotele, w których z przyjemnością zatrzymałaby się zapewne większość turystów. Wolał sypiać w małych hostelach, których właściciele dzielić się mogli wiedzą i doświadczeniami z poszczególnych krajów albo – jak na podróżnika przystało – zupełnie na dziko. - Noclegi był różne. Pierwszy podczas tej wyprawy pamiętam bardzo dobrze, bo miał miejsce w lesie. Podróżując przez Kostarykę, prawie każdego dnia spałem na plaży. Choć zdarzył mi się wyjątek. Jedną noc spędziłem w hotelu, w punkcie, gdzie turyści przychodzili robić zdjęcia kolibrom. Pozwolono mi tam rozłożyć namiot, miałem dostęp do wody i prądu. Nie zapłaciłem nic, a rano podpytywano mnie jeszcze, czy wszystko było w porządku – wspomina nasz bohater. Nie ukrywa, że pomocna w poszukiwaniu zakątków na dzikie noclegi okazała się aplikacja iOverlander, będąca bazą miejsc opisanych przez turystów, którym zdarzyło się być tam już wcześniej. To właśnie w ten sposób Krzysztof namierzył m.in. kilka punktów do spania w parkach narodowych, również całkiem darmowych.

Więcej w 31 numerze Korso

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE