reklama
reklama

Pitaval Mielecki. Lubieżny profesor F. i sprzyjająca mu Temida

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Pitaval Mielecki. Lubieżny profesor F. i sprzyjająca mu Temida - Zdjęcie główne

Gmach CK Gimnazjum mieleckiego na podkolorowanej pocztówce z około 1910 r.

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

HistoriaW końcu marca 1932 r. pani Marianna S. snuła się po Rynku, robiąc zakupy. Była to już kobieta 33-letnia, a zatem na ówczesne czasy nie pierwszej młodości. Była zresztą matką czterech chłopców, z których najstarszy Czesław miał lat 12, a najmłodszy Adam lat 5. Pani Marianna nie odznaczała się też jakąś wybitną urodą. Że jednak była żoną Adama S., poważanego w mieście kupca, współwłaściciela firmy Bekon-Eksport z siedzibą w Krakowie (w której innym z udziałowców był Franciszek Kazana), przy tym dość dystyngowaną i zawsze elegancko ubraną, zwracała na siebie uwagę mężczyzn.
reklama

Tym razem jednak jedynie zdawkowo odpowiadała na powitania innych mieszczan, nie reagowała też na propozycje Żydów, zapraszających nachalnie do swych sklepów i straganów, w których miały na nią czekać dzisiaj "najwytworniejsze towary po wyjątkowych dla Jaśnie Pani Dobrodziejki cenach". Jej myśli zaprzątał najstarszy z synów, mający coraz większe problemy z nauką w mieleckim Gimnazjum. Szczególnie trudności z geografią groziły brakiem promocji do następnej klasy.  I tu znienacka wyrosła przed nią jej koleżanka J., która jakby czytając w jej myślach, oznajmiła, że dopiero co widziała profesora geografii Wilhelma F., a ten jej rzekł tak: "Niech się pani S. zgłosi do mnie, to jej dam odpowiednie wskazówki, gdyż już niejednej pani dałem takie wskazówki".

reklama

Zgodnie z sugestią profesora, Marianna S. następnego dnia o godz. 10 zgłosiła się do budynku gimnazjalnego, gdzie na korytarzu spotkała profesora F., czekającego już na nią. F. zaprowadził panią S. do gabinetu geograficznego. "Zaraz po wejściu do tego gabinetu oskarżony zamknął drzwi na klucz, a na zapytanie pokrzywdzonej, co ma znaczyć owe zamknięcie, uśmiechnął się tylko, a następnie pochwycił ją za ręce w ten sposób, że nie mogła niemi ruszyć, poczem całą siłą swej osoby przycisnął ją do ściany gabinetu i w tej pozycji zaczął ją całować, przyczem włożył jej język do ust, by nie mogła krzyczeć, a następnie podniósł jej sukienkę, włożył rękę pod reformy dotykając jej części rodnych, a rozpiąwszy sobie spodnie i wyjąwszy członka, usiłował dokonać aktu spółkowania".

reklama

Ponieważ Marianna S. stawiła zacięty opór, Wilhelm F. odpuścił i próbował jakoś załagodzić całe wydarzenie.  Dawał przy tym do zrozumienia, że jeżeli sprawa wyjdzie na jaw, jej syn Czesław będzie miał jeszcze trudniejsze życie w szkole. Marianna przez parę miesięcy milczała, z jednej strony z obawy o los syna w następnej klasie, z drugiej bojąc się męża – także Adama, który znany był z gwałtownego usposobienia. Po kilku miesiącach przemyśleń i strachu zdecydowała się jednak o wszystkim opowiedzieć mężowi. Oboje złożyli też doniesienie w tej sprawie. Prokurator Sądu Okręgowego sprawę jednak umorzył, motywując to brakiem świadków owego czynu, którego popełnieniu F. stanowczo zaprzeczał.

Państwu S. pozostało zatem poszukiwanie innych pokrzywdzonych przez profesora osób, by uprawdopodobnić zarzuty. Oczywiście, mimo prób zachowania pełnej dyskrecji, miasto po kilku miesiącach huczało już od rozmaitych plotek na ów temat. Poszukiwania na całe szczęście nie zakończyły się bezowocnie. Nie wiemy, ile ostatecznie kobiet molestowanych przez Wilhelma F. udało się odnaleźć, dość że oprócz Marianny S. zeznania obciążające zgodziły się złożyć jeszcze tylko dwie: Maria W. – żona innego z mieleckich kupców i Anna K. – krawcowa (lub jak to pisano w aktach "krawczyni").

reklama

Anna K. zeznała, że gdy przyszła do profesora do domu z uszytą bielizną: "F. pochwycił ją silnie za obie ręce i nagle oraz gwałtownie z całej siły przewrócił ją na swoje łóżko stojące tuż przy drzwiach, na które upadła powalona na wznak, zaś. Wilhelm F. całą swoją osobą i siłą położył się na niej i usiłował ją przemocą zgwałcić, względnie siłą zmusić do poddania się spółkowaniu z nim, zwłaszcza w ten sposób że jedną ręką podniósł jej sukienkę i tę rękę wsadził jej pod nogawicę majtek na lewej górnej nodze zdążając do jej części rodnych, zaś drugą ręką i resztą swego ciała przytrzymywał ją silnie pod sobą. Pokrzywdzona widząc, że nie potrafiłaby się oprzeć jego przemocy oraz rozgniewana tem jego zachowaniem się, krzyczała na Wilhelma F. aby ją puścił, a gdy to nie pomagało, zawołała na niego po prostu: "Ty psiakrew byku puść mnie"".

reklama

F. widząc, że niczego w tym wypadku nie zdziała, uwolnił młodą kobietę, przypominając jej, że do gimnazjum uczęszcza jej brat Stefan K., i w związku z tym radzi jej zachować poufność. Wydarzenie to miało miejsce w domu Emilii F., żony mieleckiego drukarza, u którego Wilhelm F. wynajmował mieszkanie. 

Równolegle do przyrostu zeznań obciążających profesora, prowadził on własny PR wybielający siebie i kompromitujący pokrzywdzone kobiety. Wspierała go w tym, czy to świadomie, czy tylko chcąc popisać się znajomością "faktów jedynie prawdziwych" Emilia F., wynajmująca profesorowi mieszkanie przy ówczesnej ul. Piłsudskiego, dzisiaj Mickiewicza. Wilhelm F. rozpowiadał, że: "używał jej (tj. Marianny S.) kilka razy cieleśnie w ciągu ostatnich kilku lat, względnie że w tym czasie kilka razy cieleśnie spółkował z nią i że mu się pokrzywdzona natrętnie narzucała." Z kolei Emilia F. "w drugiej połowie sierpnia lub w pierwszej połowie września 1934 w swoim mieszkaniu w Mielcu wobec więcej osób, a to wobec swojego męża i swoich dzieci oraz służącej Marii Magdzianki zupełnie świadomie, fałszywie publicznie, względnie wobec więcej osób rozgłaszała powyższe oszczerstwo, a w szczególności wyraziła się pod adresem Marianny S., że spółkowała cieleśnie 8 razy z oskarżonym Wilhelmem F.".

Większość mielczan była jednak święcie przekonana o dobrej reputacji kupcowej oraz winie profesora. Ponieważ procedury sądowe się przeciągały, liczne grono patrycjuszy mieleckich wystosowało 1 września 1934 r. pismo do kuratora szkolnego z żądaniem przeniesienia Wilhelma F. Pisali oni: "O tych skandalicznych scenach mówi całe miasto, uczniowie szkoły średniej i dzieci szkolne pokazują go sobie palcami, niektóre wykrzykują za nim przezwiskiem Fuhl /Jest to nazwisko znanego niegdyś w Mielcu żyda – rozpustnika/ i robią zbiegowisko na ulicy. Wobec powyższego stanu rzeczy my niżej podpisani zwracamy się z uprzejmą prośbą do Jaśnie Wielmożnego Pana Kuratora, aby w imię obrażonej moralności publicznej w interesie powagi zakładu szkolnego i autorytetu jego grona nauczycielskiego zarządził bezwłocznie przeniesienie profesora F. z Mielca do innej miejscowości". Wśród podpisanych byli m.in.: ks. Michał Nawalny, Adam Skowron, Ludwik Wydro, Mateusz Korpanty, Franciszek Krymski, Edward Kętrzyński, Walenty Flis, Stanisław Zacharski, Antoni Wanatowicz, Ludwik Działowski, Józef Weryński, Michał Wanatowicz, Antoni Brożonowicz, Mateusz Zacharski, Marcin Pyrzyński, Antoni Ziemba, Zygmunt Rymanowski, Wojciech Kazana, Edward Nigbor, Jan Korpanty, Karol Olszewski, Michał Augustynowicz, Józef Cisło, Józef Olszewski.

Równocześnie burmistrz Jan Leyko utyskiwał, że "Prof. F. interweniował u mnie, bym wydał zarządzenie zatarcia względnie zamalowania napisów "Full", które były na domach, parkanach i chodnikach w mieście".

F. nie czekał na decyzję kuratora i wyjechał z miasta do swojego rodzinnego Grybowa, o czym świadczą adresy na kolejnych pismach procesowych. 

Prokuratura Apelacyjna po zapoznaniu się z nowymi zeznaniami pokrzywdzonych, popartych przez adwokatów argumentami typu: "Oczywiście, że pokrzywdzona nie posiada takich świadków, którzy by byli bezpośrednio świadkami tego zajścia, ale trudno wymagać od pokrzywdzonej, by miała takich świadków. Zajście bowiem odbywało się w państwowym budynku gimnazjalnym i miało podkład ze strony podejrzanego ściśle erotyczny, odbyło się nagle, przy drzwiach zamkniętych. Trudno więc, by w takich warunkach pokrzywdzona mogła mieć świadków bezpośrednich, a także trudno wymagać by i podejrzany F. brał sobie świadków do tego rodzaju miłosnych poczynań. [...] Istnieje pełen dowód z oględzin przez Sąd, ewentualnie za przybraniem odpowiedniego biegłego, tych części garderoby damskiej, jaką wtedy posiadała na sobie pokrzywdzona Maria S., a którą to garderobę przy odnośnym zajściu, tj. podczas usiłowanego zgwałcenia jej podejrzany F. podarł jej" – uchyliła postępowanie umarzające dochodzenie i przesłała sprawę do ponownego rozpatrzenia.

Ostatecznie 5 maja 1935 r. Wydział III Karny Sądu Okręgowego w Tarnowie zajął się sprawą i przed końcem tegoż roku wydał wyrok skazujący na profesora. Niestety, sentencji wyroku autorowi nie udało się odnaleźć. 2 stycznia 1936 r. została ogłoszona amnestia, z której skorzystał także Wilhelm F., i jeszcze w tym samym roku podjął pracę w Państwowym Gimnazjum im. Asnyka w Bielsku-Białej, gdzie zastał go wybuch II w. św. Prawdopodobnie Wilhelm F., jako profesor gimnazjalny i do tego Żyd, został wkrótce potem zamordowany przez Niemców.

------------------------------------------------------------

Kursywą zostały oznaczone cytaty z pism procesowych.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama