reklama
reklama

80 lat od zagłady radomyskich Żydów. Historia Chai

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

80 lat od zagłady radomyskich Żydów. Historia Chai - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Historia18 lipca 1942 r., 80 lat temu, w sobotę rano, w Radomyślu Wielkim zaczęła się wywózka młodych Żydów. Zdolnych do pracy załadowano na czekające ciężarówki i wywieziono do Mielca. W tym czasie Niemcy i policja okrążali miasto. Przebywała w nim wtedy młoda Żydówka, Chaja. Jej losy są wstrząsające...
reklama

W niedzielę, 19 lipca, już od rana na kirkucie kopano doły przeznaczone na egzekucje. Wszystkim Żydom kazano się stawić o 7 rano na Rynku miasta wraz z całym majątkiem. Zdolnych do pracy załadowano na furmanki i wywieziono do getta w Dębicy. Pozostali ludzie w podeszłym wieku i chorzy oraz dzieci. 

 Około 500 Żydów przewieziono 20 wozami drabiniastymi na kirkut. Ofiary rozbierały się, podchodziły po 5 osób nad grób, klękały przed nim, a gestapowcy strzelali im w tył głowy.

   Do 1939 r. Żydzi stanowili 60% ogółu mieszkańców Radomyśla Wielkiego.W 1939 r. mieszkało tu 2517 Żydów. Ale już we wrześniu grupa 300 zakładników, Polaków i Żydów, została zamknięta w kościele przez Niemców. W tym czasie ludność żydowska miasteczka zbierała pieniądze na okup, jednakże żołnierze niemieccy zgodzili się jedynie na dostarczenie żywności. Po trzech dniach zakładnicy zostali uwolnieni, ale w kościele Niemcy zastrzelili 10 Żydów. 

reklama

Początek wojny to również początek trudnych czasów dla radomyskich Żydów. Czekały na nich rewizje, konfiskaty, prace przymusowe przy sprzątaniu rynku. Dzieci żydowskie nie mogły uczyć się w szkole.

W Radomyślu nie utworzono getta, ale od 1940 Żydzi byli transportowani do obozów (m. in. w Pustkowie koło Dębicy). Sytuacja stawała się coraz gorsza.

19 lipca 1942  miasto otoczyły oddziały SS i  policji, a wszystkim Żydom kazano się stawić na rynku miasta wraz z całym dobytkiem. Ludzi w podeszłym wieku i chorych oraz dzieci odłączono od rodzin, skazano na śmierć. Zdolnych do pracy wywieziono do getta w Dębicy. Kilkuset pozostałych zabito na kirkucie strzałem w tył głowy.

 Ci Żydzi, którzy z Radomyśla trafili do getta w Dębicy, także zostali tam wymordowani, a ci, którzy nie stawili się na rozkaz na rynku, ukrywali się w okolicznych wsiach i lasach.

reklama

Chaja z Radomyśla

W Radomyślu Wielkim w 1921 roku urodziła się Chaja. Jak wyglądało życie młodej dziewczyny w przededniu wojny? 

- Nie było antysemityzmu, Polaków było mało, ale relacje nie były złe. W szkole miałam kolegów, którzy nie byli Żydami, i często byłam do nich zapraszana. Być może lubili mnie zapraszać, ponieważ byłam najlepsza w klasie  – opowiadała Chaja po wojnie, w wywiadzie dla Fundacji Shoah. - Ze mną do klasy chodziła Cerla, razem my siedziały. Jej matka miała cukiernię i ona mi cukierki przynosiła. To były przedobre ludzie. Nie robili Polakom krzywdy, Polacy im też nie – wspomina Wanda Myszka, która w historii rodziny Rosenblattów odegra ważną rolę.

  Rodzice Chai posiadali sklep bławatny i kamienicę. Mama Hinda pomagała w prowadzeniu interesu. Chaja mogła się uczyć. Podobno rzeczywiście w szkole była najlepsza.  

reklama

Uczęszczała zarówno do szkoły polskiej, jak i hebrajskiej. W latach trzydziestych jak wiele innych osób spośród radomyskiej młodzieży, wstąpiła do Ha - Szomer ha - Cair, czyli do syjonistycznego harcerstwa.

  Kiedy wybuchła wojna, miała zaledwie 18 lat. Była najmłodsza z rodziny. W Paryżu przed wojną zamieszkały jej dwie siostry: Ella i Fanny. Tylko one przeżyły z ponad 20 – osobowej rodziny. Najstarsza siostra Chai, Rywka wraz z mężem i pięciorgiem dzieci zginęła w Bełżcu. Gitla wraz z mężem i dwójką dzieci wyjechała do Belgii, z której została deportowana. Zginęli.  Zginęła również Meszka, jej mąż i synek, którzy ukrywali się w tarnowskim getcie. Róża z mężem i synkiem przebywała w getcie w Bochni. Również zginęli.

reklama

 Wojna

Z pierwszych okupacyjnych dni Chaja zapamiętała głównie strach, który panował w mieście i pusty radomyski Rynek. Kiedy pojawił się w miasteczku pierwszy patrolujący żołnierz niemiecki, nikt nie odważył się wyjść z domu. Radomyślanie usłyszeli pogłoskę, że najlepiej będzie podjąć Niemców przy nakrytym stole, może wtedy uda się ich obłaskawić. Jednak następnego dnia rano usłyszano pierwsze strzały. Tego dnia spalono przedmieścia Radomyśla.

W miasteczku rozpoczęły się prześladowania Żydów, które na zawsze zostały w pamięci Chai. Wspomina też o ogromnej roli radomyskich Żydówek. Kiedy Niemcy zgromadzili żydowskich mężczyzn w kościele, bijąc ich i głodząc, kiedy wielu z nich umierało, kobiety postanowiły ocalić pozostałych przy życiu. W tym celu zebrały ogromną sumę i przekupiły porucznika garnizonu. 

Ten pozwolił dostarczyć uwięzionym żywność, a kobietom udało się wydostać ciała zmarłych.  Żywi nadal trzymani byli w kościele. Po sześciu dniach część z nich została uwolniona, reszta została wywieziona do nieznanego obozu pracy. Po jakimś czasie wrócili do Radomyśla.

 W miasteczku źle się jednak działo. Niemcy kradli, rabowali, bili. Staruszkom obcinali brody. Wtedy Chaja ocaliła brodę ojca za 100 metrów bławatnego materiału. Została nazwana "bohaterką miasta".

 Wtedy też Żydzi zaczęli budować w swoich domach kryjówki. - Była to pewnego rodzaju piwnica, szeroka, głęboka, wykopana pod podłogą. Piwnica ta nie była wycementowana. Podłoga w tym miejscu nie była podparta żadnym dodatkowym rusztowaniem. 

 Kiedy prześladowania Żydów nasiliły się, rodzice Chai postanawiają wydać ją za mąż. Wybrankiem był inżynier chemik z fabryki kosmetyków w Tarnowie Abraham Rosenblatt. Rytualny ślub odbył się w domu rodzinnym panny młodej.

 Potem przez dwa lata mieszkali w Radomyślu Wielkim. Czasy stawały się coraz trudniejsze: Żydzi ubożeli, byli okradani.

 Kiedy w mieście pojawili się esesmani, Chaja zachowała przytomność umysłu: kazała ojcu się ukryć,  na kolanach błagała esesmanów o litość dla zgromadzonych na Rynku mężczyzn, którym Niemcy kazali sprzątać i którym ścinali brody. 

25 stycznia 1940 roku do Radomyśla przyjechał szef mieleckiego gestapo (najprawdopodobniej Rudolf Zimmermann) wraz z członkami mieleckiego Judenratu. Celem ich przybycia było utworzenie radomyskiego Judenratu.  Przewodniczącym Judenratu w Radomyślu został Jeremiasz Lejbowicz.

W  Radomyślu coraz trudniej było o pracę. Żydzi nadal byli  prześladowani, chociaż Chaja wspomina ten okres jako dużo spokojniejszy niż w innych miastach, z których dochodziły bardzo niepokojące wieści – do Żydów strzelało się na ulicach jak do dzikich zwierząt. 

Wizyty mieleckich gestapowców kończyły się w mieście ofiarami.  Ofiarą padł między innymi młody komunista Chaskiel Eisland i Wigdro Pinczowski, zostawiając żonę i 11 dzieci, i Pinkas Gross.

 Zagłada

Nadszedł lipiec 1942 roku. W sąsiednim Mielcu od pięciu miesięcy nie ma już Żydów. Zostali deportowani z miasta 9 marca.  

18 lipca do Radomyśla przybyło około 500 Niemców (SS i gestapo), okrążyli miasto, ulice były pilnowane. Ucieczka z miasta wydała się niemożliwa. Starcy i dzieci mieli rozkaz zgromadzić się na Rynku.

"Starszych i chorych załadowali jak bydło do wozów ciągniętych przez konie, które zostały z góry przygotowane do tego celu. Zawieziono ich bezpośrednio na żydowski cmentarz, gdzie na nich czekali już SS, aby ich zastrzelić i wrzucić ciała do okopów, świeżo wykopanych. Nieszczęśliwi dostali rozkaz kompletnie się rozebrać i ustawić w szeregu przed okopami. Przed każdą osobą znalazł się SS, który na rozkaz dowódcy strzelał prosto w twarz każdego z osobna. Wszystko było doskonale zorganizowane i funkcjonowało jak automat. Jak tylko padł strzał i osoba wpadała do okopu,  zostawała natychmiast zasypana ziemią. Nie zwracano uwagi, czy ten człowiek został właściwie zabity.

 Nie wyobrażajcie sobie, że słychać było krzyki, jęki lub płacz, słychać było tylko huk strzałów. Skazani na śmierć byli pogrążeni w milczącym strachu. W całej okolicy obawa tak mocno ciążyła, że nawet psy przyzwyczajały się do trzasków strzałów i przestawały szczekać".

 Chaja nie widziała tych wydarzeń, znała je z opowieści świadka.

 Wpadający do grobu Żydzi byli natychmiast zasypywani wapnem, aż się ziemia podnosiła na drugi dzień. 

Pozostała ludność żydowska została wywieziona do Dębicy. Stamtąd trafili do obozów zagłady. Chaja wspominała, że ci, którzy ukrywali się u Polaków, zostali z ich domów wypędzeni w dniu deportacji i ograbieni ze wszystkiego co posiadali.

 Jedynie garstka ukrywała się w okolicznych wsiach. Nieliczni jeszcze wcześniej trafili do obozów pracy. Radomyska społeczność żydowska przestała istnieć.

 " Taka jest tragiczna historia zniknięcia Żydów z Radomyśla, która zaczęła się jesienią 1939 roku, kiedy Niemcy wkroczyli do miasta i zakończyła się w lipcu 1942 roku rzezią wielu setek Żydów na żydowskim cmentarzu w Radomyślu Wielkim" – pisze Chaja.

Tułaczka

Jak udało się jej przeżyć? 

Największym dylematem młodych małżonków, kiedy podjęli ciężką decyzję o ucieczce z miasta, było to, co zrobić ze starymi rodzicami, którzy już wcześniej zostali umieszczeni u znajomych wieśniaków  o nazwisku Szczurek. Wraz z nimi na strychu domu Szczurków ukrywało się i małżeństwo Rosenblattów. Ostrzeżeni przez wieśniaków, którzy z niedzielnego kazania dowiedzieli się, że będzie kontrola wszystkich domów, postanawiali uciec do Dąbrowy Tarnowskiej.  

Wyruszyli nocą 23 sierpnia. Ojciec ma przepuklinę, co znacznie utrudnia mu możliwości poruszania się.  Abraham prowadzi ojca Chai, momentami Chaja i mąż formują ze swoich dłoni krzesełko i niosą ojca. Docierają do Dąbrowy, ale tam dowiedzieli się, że w mieście trwa obława. Zdecydowali się udać do Tarnowa, do getta.

Chaja pracowała w skonfiskowanej przez Niemców żydowskiej fabryce konfekcji, jej mąż w fabryce w Mościcach. Tarnów wkrótce dotykają akcje wysiedleńcze. Chaja i mąż na rozkaz muszą się stawić na placu w Tarnowie. Zostawiają samotnych rodziców w kryjówce. Muszą się przeprowadzić. Nocą wracają po rodziców, siostrę Chai i jej syna,  których ukrywają w piwnicy. Któregoś dnia po powrocie do pracy Chaja zastaje pustą piwnicę...

 Na Abrahama wydano wyrok za przekupienie niemieckiego inżyniera w fabryce, w której pracował. Uprzedziły go siostry i udało mu się ukryć w piwnicy domu, w którym ukrywała się jego żona. Małżonkowie podjęli decyzję o ucieczce z tarnowskiego getta.  Przez jakiś czas ukrywali się w Dulczy Małej, potem w  chacie na skraju wsi, ale jej właścicielka ma niestety sąsiadkę, która zauważyła ich przez okno. Musieli szukać następnego schronienia, ale sytuacja się powtórzyła. 

Zapadła decyzja, że spróbują dostać się do obozu w przedsiębiorstwie " Baumer et Losch" w Mielcu. I tak przebyli kolejną kilkudziesięciokilometrową wędrówkę. Przebrali się za wieśniaków. Za pokaźną łapówkę zostali umieszczeni w obozie.

 Wbrew pozorom było to miejsce stosunkowo bezpieczne – nie trzeba było się ukrywać. Jednak zdarzało się, że Niemcy wykonywali egzekucje na nielegalnych więźniach obozu.

 Oddane dziecko

Któregoś dnia jednak odwiedziło obóz gestapo z Mielca, a Abraham został wywołany przez głośnik. Uciekli przez ogrodzenie z  drutu kolczastego do lasu. Rano wrócili w okolice obozu, by dowiedzieć się, co stało się z wywołanymi do apelu Żydami. Okazuje się, że wszystkie 13 osób zostaje rozstrzelane za "nielegalne" przebywanie w obozie.

Małżonkowie podjęli decyzję o wykopaniu sobie kryjówki w lesie, jednak Chaja z powodu głodu i wilgoci zaczyna chorować. Postanawiają więc powrócić do Dulczy Małej.

Okazało się, że złe samopoczucie Chai wynika z tego, że jest w ciąży. Zapadła decyzja, że będzie rodziła na strychu stajni, a w porodzie pomoże jej gospodyni, która sama sześciokrotnie rodziła bez pomocy akuszerki.

Po dwóch godzinach po porodzie Abraham zabiera dziecko i wraz z Adamem Kokoszką udają się pod dom Józefa Balczeniuka.  Abraham pozostawia dziecko na drewnie złożonym wokół domu. Mężczyzna kilka miesięcy wcześniej stracił syna, Edzia, który zachorował na dyfterię i zmarł w listopadzie 1943 roku. Chaja i Abraham liczyli na to, że zrozpaczeni rodzicie zajmą się noworodkiem.

Po wojnie Chaja dowiedziała się, że przez 6 dni policja prowadziła śledztwo na temat pojawienia się we wsi noworodka, przekonana, że to żydowskie dziecko. Po tych 6 dniach dziecko zostało ochrzczone. Dostaje imię Stanisław, po chrzestnym, wójcie Dulczy Małej, Stanisławie Jaroszu, a na nazwisko Dulecki. 

Później małżonkowie postanawiają dołączyć do grupy Żydów ukrywających się w  Lasach Duleckich. Lasy te rozciągały się od wschodniej granicy powiatu dąbrowskiego, kilka kilometrów na wschód od miejscowości Radgoszcz, i dalej na południe aż po Tarnów.

W tych lasach już w 1942 roku pojawiły się grupy uciekinierów z  Dąbrowy Tarnowskiej, Radomyśla, Tarnowa, Mielca. Żydom udało się zbudować serie schronów i kryjówek, w której  przetrwali zimę 1943/1943 roku. 

 W lesie

Tak ukrywanie się w Lasach Duleckich opisywała Rywka Schenker :

 " Ja określę ten schron: był bardzo szeroki; tam gdzie się spało, to było pełno słomy na wierzchu, były półki – tam się trzymało wszystkie rzeczy, był zrobiony komin i tam się gotowało, i siedzenia były duże, i ławki, i tak jadło, trzymało się talerz w rękach. Mieliśmy dość miejsca i kartofle. Jedna z nas gotowała, jedna myła naczynia.

  Jak wyszli na wieś na zakupy, to sobie zrobili takie nóżki jak ptaki mają. To było zrobione z drzewa, identyczne takie ślady zrobili jak ptaki chodzili. Nikt nie mógł sobie wyobrazić, że są ludzie w środku lasu. Cały dzień siedzieliśmy bardzo spokojnie, jeden czytał dużo, inni pisali dzienniki, niektóre wyszywały obrazy, każdy sobie urządził, żeby ten dzień przeszedł. Zawsze my żyliśmy nadzieją, że niedługo będzie po wojnie, ale to było tylko marzenie.  Zrobiły się ciężkie mrozy, nikt nie miał odpowiedniego ubrania, tośmy mało wyszli na pole. Mężczyźni byli bardziej odporne. Mieliśmy dużo kłopotu z wodą, bo nam zamarzała. 

 Chaja i Abraham spędzili w Lasach Duleckich czas od stycznia do listopada 1944 roku. Chaja wspomina go jako bardzo ciężki.  Okoliczni chłopi bali się sprzedawać im jedzenie, częstokroć zmuszeni byli kraść.  Bardzo częste były obławy, ponieważ Niemcy wiedzieli, że w lesie ukrywają się Żydzi.

 11 listopada 1944 roku skończyło się ukrywanie Chai i Abrahama w Lasach Duleckich. W tej samej obławie zostaje schwytana Rywka.

  W obławie tej zginął Abraham.

 Chaja trafia do obozu w Płaszowie. Tam czeka już na więźniów kompania SS. 66 osób zostaje ustawionych w szeregu. Odbywa się selekcja. 12 osób zostaje wybrane z szeregu, wśród nich jest Chaja. Reszta osób zostaje załadowana do ciężarówek i zabrana na wzgórze.

Chaja, żona rytualnego rzeźnika i Rywka Schenker – to trójka z Radomyśla. Uważani są za szczęściarzy... wszystkich innych zastrzelono na pagórku w grudniu 1944 roku.

  W styczniu 1945 roku z uwagi na zbliżający się front Niemcy likwidują płaszowski obóz.

 18 stycznia Chaja opuściła Płaszów w potwornym marszu przez Oświęcim, Bielsko aż do Bergen – Belsen.

 Tylko 40 procent tych, którzy wyruszyli w tę wędrówkę, dociera do Bergen – Belsen.

 W maju 1945 roku Anglicy wyzwalają obóz. Chaja ma tyfus, jest blisko śmierci, ale przeżywa. 

  Po wojnie

W Szwecji dowiedziała się, że jej dziecko zostało przy życiu. Kiedy tylko w powojennej Polsce zaczęła funkcjonować poczta, Chaja skontaktowała się z Józefem Balczeniukiem. Chciała odzyskać swoje dziecko. Nie było to łatwe, ale w końcu się udało. 

Chaja nigdy nie przyjechała do Polski.

  Edward za to przyjechał do Polski po raz pierwszy w 1983 roku. Chciał zobaczyć Polskę,  poznać ludzi, którzy go ukrywali,  dowiedzieć się czegoś więcej o ojcu. W dowodzie ma napisane: urodzony w Dulczy.

 Kiedy odnajduje rodzinę Józefa, wszyscy płakali. Józef, niestety, już nie żył.

W 1990 roku na radomyskim cmentarzu żydowskim postawił cenotaf – nagrobną płytę poświęconą ojcu. Inskrypcje są w czterech językach: polskim, jidysz, hebrajskim i francuskim.

"Niedaleko stąd, w lesie koło Dulczy, w mroczny dzień 11-go listopada 1944 roku, zabity i do razu pochowany został Abraham Rosenblatt syn Mojżesza, urodzony w Oświęcimiu 25.7.1914 roku. Niech imię jego nie będzie zapomniane".

 Chaja nie chciała przyjechać na tę uroczystość. Jej wnuczka wspomina jednak, że kiedy pokazała jej fragmenty filmu z odsłonięcia macewy, Chaja płakała.

Edward  od pierwszej wizyty był w Polsce osiem lub dziewięć razy. Zostawił jeszcze jeden ślad na radomyskiej ziemi. Na grobie swojego przybranego ojca umieścił tablicę z podziękowaniem:

 "Ku pamięci Józefa Balczeniuka i jego całej rodziny z wyrazami głębokiej wdzięczności pamiętający Edzio Stanisław Rosenblatt".

 Chaja umarła w 2013 roku.

 Edward do dzisiaj mieszka w Paryżu.

 Jego syn Vincent mieszka w Brazylii, swoją pierwszą wystawę miał w Polsce. Mówi po polsku.

 Na cmentarzu żydowskim w Radomyślu Wielkim wciąż stoi macewa poświęcona pamięci Abrahama Rosenblatta, a w Rynku dom, w którym mieszkała jego żona, Chaja.

 

Za udostępnione materiały dziękujemy pani Izabeli Sekulskiej, założycielce grupy Mayn Shtetele Mielec.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama